World Sports Federation Foundation

Pierwszy raz na World Sports Federation Foundation
Rejestracja

Janusz Cieśliński

udostępnił link - ponad 7 lat temu

i

(1922 - 2008)

Janusz Cieśliński

Gdyby prowadzono klasyfikacje powojennych najwszechstronniejszych zawodników na Lubelszczyźnie, to przez bardzo długi czas przewodziłby im Janusz Cieśliński. Był wzorem sportowca, zarówno z boiska, jak i z tafli lodowej. Zawsze taktowny, niezawodny i sumienny. Poznałem Go po przyjeździe do Lublina, na studiach na wydziale lekarskim UMCS (od 1950 roku Akademia Medyczna, a od 2008 r. Uniwersytet Medyczny) w sierpniu 1945 r. gdzie dopiero zdałem.

http://www.archiwum.wyborcza.pl/Archiwum/1,0,5165309,20080823LU-DLO,Janusz_Cieslinski,.html

Janusz Cieśliński

udostępnił zdjęcie - ponad 7 lat temu

i

Historia lubelskiego sportu: Stadion legenda
Wrzesień 12th, 2011 ŁT
stadion

http://www.lsport.eu/wp-content/uploads/2011/09/stadion-300x160.jpg


Kiedy zlikwidowano boisko AZS przy ulicy Lipowej, największym obiektem sportowym Lublina do momentu wybudowania stadionu Lublinianki był stadion WKS Unia wciśnięty między ulicą Kołłątaja, Peowiaków, Hempla, a Okopową. Znajdował się tu gdzie dzisiaj jest plac bez przydziału, nie najlepsza wizytówka miasta, albo jak kto woli skwerek przy ulicy Hempla. Natomiast wejście na stadion wśród szpaleru drzew było od ulicy Peowiakow, a od Okopowej sportowy obiekt oddzielał wysoki, solidny mur z kawałkami szkła na szczycie.

Oprócz boiska do piłki nożnej były tu bieżnie, rzutnie, skocznie dla lekkoatletów, pod trybunami strzelnica sportowa oraz oddzielone drucianą siatką korty tenisowe. Jak wspominają znawcy tematu startowało się z budynku DOKP, a meta była w Miejskim Centrum Kultury. Mimo upływu czasu dla wielu mieszkańców Lublina, zwłaszcza starszego pokolenia jest to miejsce nie do wykreślenia ze wspomnień.

To właśnie „na Wukaesie” przez lata bywało się nie tylko z racji sportowej rywalizacji czy treningu, ale też możliwości przebywania wśród elity uprawiającej sport. Potwierdzili to wiele razy w rozmowie ze mną, wspominając atmosferę tamtych lat, nieżyjący już lekkoatleta Wiktor Kramek, Stanisław Zalewski, czy Janusz Cieśliński, który jest bardzo związany z tym kawałkiem dawnego Lublina. Jak mówili dyplomy, plakietki, puchary można przechowywać w domowym archiwum, ale odnaleźć atmosferę tamtych dni można jedynie we wspomnieniach żyjących jeszcze ludzi dla których przeszłość jest wciąż teraźniejszością. Jeszcze dziś potrafią odgrzebać w pamięci wspólny kawałek życiorysów z minionych lat.

Nie jeden entuzjasta mający coś wspólnego ze sportem, a zwłasza tenisem ziemnym pamięta takie nazwiska jak Marek Arnsztajn czy Wacław Gralewski – redaktor „Ekspresu Ilustrowanego”, którzy „szaleli” na tenisowych kortach. To właśnie im w drodze do kariery sportowej, mały Stasio Zalewski podawał piłki. Późniejszy masażysta kadry pięściarzy był stałym bywalcem na tym obiekcie. Z ulicy Peowiaków, gdzie mieszkał miał tylko parę kroków, aby znaleźć się na stadionie. Kiedy wyrósł z podawania piłek uparcie w swojej charakterystycznej, kolorowej czapeczce trenował 400 metrów, a trening w tamtych latach był nie tylko zajęciem profesjonalnym, ale i towarzyskim. Zawsze na ławeczkach przed trybuną odpoczywali Ciechoński, Kiszczyński, Chromcewicz, Kramek, Gódź, Kiszczyński, Krajewski, Grabowski, Romanica w pogawędce między jednym, a drugim startem na żużlowej, uwałowanej przez Sokołowskiego bieżni. Chętnie dzielili się nowinkami z życia sportowego czy towarzyskiego Lublina, jak mówiono była to instytucja dyskusyjna. Nic więc dziwnego, że dla wielu ludzi nawet nie związanych ze sportem do codziennych obowiązków należało zajrzeć na Unię po pracy, czy szkole więc chętnych do pogawędki było dużo. Dlatego też do końca swoich dni p. Stasio Zalewski z dużym sentymentem wspominał nie tylko tamte rozmowy, ale miał też znakomitą orientację do różnych postaci i tego co przez lata działo się na obiekcie WKS Unia.

Słuchało się tych wspomnień z przyjemnością. On sam także na zawsze wpisał się w krajobraz tego obiektu, bowiem kiedy skończył treningi na 400 metrów przeszedł na dłuższe dystanse w biegach przełajowych i ulicznych. Zwłaszcza w biegach ulicznych odnotował kilka sukcesów, a tłumy stojące na chodnikach wielokrotnie oklaskiwały sylwetkę biegacza zdążającego do mety. Chociaż w 1935 roku został bokserskim mistrzem Poznania w wadze piórkowej to z biegów nie zrezygnował. W 1938 roku wygrał prestiżowy bieg uliczny z metą na Krakowskim Przedmieściu, a okazały puchar przy brawach kibiców wręczył dowódca wojsk stacjonujących w Lublinie.
Stadion WKS był nie tylko miejscem spotkań, treningów i zawodów lekkoatletycznych czy tenisa ziemnego. Był też areną wielu ciekawych spotkań piłkarskich, którymi żył cały sportowy Lublin i które pamięta się do dziś. Do legendy przeszły słynne mecze Unii z Lublinianką, Polonią Warszawa, Cracovią czy reprezentacją Wilna lub Siedlec. Zwłaszcza spotkania reprezentacji Lublina z reprezentacjami innych miast dostarczały nie bywałych emocji! Kibice, którym nie udało się wejść na trybuny, zasiadali na wysokim murze i chcąc być świadkami sportowych wydarzeń nawet nie zważali na kawałki szkła, które wielokrotnie kaleczyły im znaną część ciała. Na tym stadionie odbył się też pierwszy mecz w wyzwolonym Lublinie, ale o tym innym razem. Hesz
Podpis pod zdjęcie: Stali bywalcy – trener i sędzia sportowy, instruktor przy 8 pułku piechoty legionowej w Lublinie porucznik Kazimierz Kiedrowski (z prawej) oraz w mundurze pilota RAF, znany w latach trzydziestych zawodnik sekcji lekkoatletycznej WKS Unia – Henryk Ciechoński.
http://www.lsport.eu/1029/stadion-legenda/

Janusz Cieśliński

udostępnił wpis - ponad 7 lat temu

i

Nie jest łatwo przywołać w pamięci fakty, nazwiska, wyniki spotkań piłkarskich sprzed wielu lat. Jednak znany b. piłkarz Lublinianki - Janusz Cieśliński, z którym rozmawiałem wielokrotnie, pamiętał to doskonale, jakby te wydarzenia miały miejsce najdalej przed miesiącem. Wspominał odległe lata ze wzruszeniem i te z czasów okupacji i te po wyzwoleniu. Dzisiaj to wszystko wydaje się takie naturalne, takie proste ale w latach okupacji za grę w piłkę można było stracić życie lub trafić za druty obozów koncentracyjnych. Mimo to rozgrywano mecze, spotykano się na treningach, gdzie też rozmawiano nie tylko o sporcie, ale podejmowano również akcje przeciw okupantowi. W sumie pozwalało to ludziom przetrwać, a kibicom cieszyć się z gry swoich pupilów i przez wiele dni dyskutować o wynikach.
Jak wspominał Janusz Cieśliński, grano przeważnie przy Nowej Drodze, na bosaka, o butach w tamtych latach nie było co marzyć. Dobrze, że zawodnicy mieli stroje sportowe i piłkę. Rozstawieni na czatach kibice i zawodnicy rezerwowi ostrzegali grających o zbliżaniu się Niemców. Kiedy był alarm, ratowano się ucieczką, przeważnie wpław przez Bystrzycę, a kiedy niebezpieczeństwo minęło - wracano do gry. W latach okupacji walczono też o mistrzostwo miasta, a poszczególne dzielnice wystawiały swoje reprezentacje. Grały m.in.: Promień, Bronowiczanka, Rurowianka, Kalina, Starówka, Unia, Wieniawa, Lublinianka itp. Z zachowanych notatek wynika, że w ostatnim roku okupacji mistrzostwo wywalczyła Unia, wygrywając z Bronowiczanką 4:1. Grywano też na wyjazdach, a mecze w Dęblinie z Orlętami wymagały nie lada odwagi, a sam dojazd rowerami mógł zakończyć się tragicznie. Mimo to doszło do dwóch takich spotkań zakończonych remisem.
Tuż po wyzwoleniu Lublina, kiedy jeszcze front stał na Wiśle, skrzyknęli się zawodnicy wielu drużyn i udało się im utworzyć nawet silny zespół w składzie z zawodnikami przedwojennego mistrza Polski juniorów. Przygarnął ich Centralny Dom Żołnierza, a wielki entuzjasta piłki nożnej płk Jerzy Szakal pomógł w skompletowaniu sprzętu. Pozostało więc tylko rozejrzeć się za przeciwnikiem. Okazja taka się nadarzyła, bowiem w barakach przy ul. Lipowej (obecnie jest tu Plaza) przebywali Włosi wracający z obozów jenieckich. Zaproponowano im rozegranie meczu piłkarskiego, co przyjęli z entuzjazmem, a inicjatorami tego pomysłu byli Ryszard Wnuk, Stanisław Zalewski i jeden z oficerów włoskich, podobno zawodnik piłkarskiego klubu z Mediolanu. W drukarni wojskowej wydrukowano afisze, które pojawiły się w całym mieście, a nawet na kolumnach lubelskiej Katedry głoszące wielkimi literami o rozegraniu meczu Polska - Włochy!
Przygotowania do meczu trwały tydzień. Kibic Golianek przywiózł z lasu trzy długie tyczki na których umieszczono flagi Polską, Włoską i oczywiście sowiecką. Stadion przy ulicy Okopowej wypełnił się do ostatniego miejsca. Na trybunach i gdzie się dało, nawet na murze z kawałkami szkła, zasiadło prawie 6 tys. kibiców. Było też sześciu włoskich generałów i kilku wysokiej rangi oficerów sowieckich, a także gen. Grzegorz Korczyński, który miał swoja siedzibę na Krakowskim Przedmieściu i gen. Aleksander Zawadzki wcześniej przemawiający na wiecu na Placu Litewskim. Wydarzeniom towarzyszyły przemówienia, wiecznie kwiatów, a orkiestra odegrała hymny, oczywiście pierwszy ZSRR. Kiedy grano hymn polski większość kibiców popłakała się ze wzruszenia. Jeden z organizatorów tego meczu - Władysław Bukowski, doskonale wszystko pamiętał. Jak wspominał, była to piękna sierpniowa niedziela 1944 r. Gospodarze grali w białych koszulkach i czerwonych spodenkach, a Włosi w barwach Juwentusu. Spotkanie było bardzo zacięte od pierwszej do ostatniej minuty i oba zespoły, mimo wojennych przeżyć, wytrzymały mecz kondycyjnie. Przeciwko włoskiej technice lublinianie przeciwstawili dużą ambicję, waleczność popartą żywiołowym dopingiem kibiców. To sprawiło, że nie przegrali tego meczu i pokonali Włochów, co sprawiło ogromną radość kibiców. Gospodarze wygrali 2:1, a bramki zdobyli Tadeusz Różyło i Eugeniusz Rakowski, a dla Włochów w pierwszej minucie Giovanni. Mecz sędziował znany w Lublinie piłkarz - Józef Madej.
O tym wydarzeniu mówiło się w Lublinie bardzo długo, a wśród najstarszych mieszkańców miasta wspomina się do dziś. Do końca 1944 r. rozegrano na stadionie przy ul. Okopowej jeszcze mecz z Francją wygrany 1:0 po bramce Stanisława Rudnickiego i z reprezentacją pilotów Armii Czerwonej, którzy przegrali 1:3. Dla Lublina bramki zdobyli: Tadeusz Różyło, Edward Wójcik i Władysław Bukowski.
Warto jeszcze przypomnieć nazwiska bohaterów niecodziennego meczu Polska - Włochy przy ul. Okopowej: Jan Skraiński, Jerzy Czarnecki, Tadeusz Czapczyński, Zdzisław Gajowiak, Stanisław Rudnicki, Władysław Bukowski, Eugeniusz Rakowski, Ryszard Drozdakiewicz, Tadeusz Różyło, Piotr Krajeński, Edward Wójcik, Tadeusz Olejarz.

Janusz Cieśliński

udostępnił link - ponad 7 lat temu

i

Do opisanych sportów, w które zaangażowany był Adam Michalewski dołączyć jeszcze należy hokej na lodzie. Wojewódzki Okręgowy Związek Hokeja na Lodzie mianował go sędzią 1 lutego 1947 roku. Sędziował w butach z cholewami, gdyż łyżew z butami dramatycznie brakowało. 15 grudnia tegoż roku został komisarzem i pełnomocnikiem Polskiego Związku Hokeja na Lodzie na Okręg Lubelski. Do jego zadań należało między innymi zapewnienie drużynom sprzętu sportowego, co -jak sam wspominał- nie było proste w powojennej rzeczywistości. Na Lubelszczyźnie było wtedy sześć zespołów hokejowych (dzisiaj zupełnie zapomnianych). Ponadto w zakres kompetencji dziadka wchodziły „sprawy sędziowskie, obsada miejscowych zawodów, szkolenie teoretyczne i praktyczne kandydatów na sędziów hokejowych, sprawy dotyczące Wydziału Gier i Dyscypliny i ogólna opieka nad klubami lubelskimi”. Sukcesem lubelskiego hokeja, który zapadł Adamowi Michalewskiemu w pamięć, było zwycięstwo AZS Lublin na zawodach akademickich w 1948 roku. Najlepszy wówczas hokeista lubelski Pan Janusz Cieśliński trafił później do kadry narodowej. Adam Michalewski przestał sędziować mecze hokejowe krótko po ślubie z moją babcią Krystyną Michalską dnia 7 grudnia 1950 roku. Spowodowała to kontuzja kostki, która uniemożliwiła mu jazdę na łyżwach. Tak skończyła się jego przygoda z hokejem, za którą otrzymał odznakę honorową.
http://historiasportu.umcs.lublin.pl/sportowy-zywot-adama-michalewskiego/

Janusz Cieśliński

udostępnił link - ponad 7 lat temu

i

Janusz Cieśliński
A A A
Imię i Nazwisko: Janusz Cieśliński
Data urodzenia: 1922
Data śmierci: 26 lipca 2008
Miejsce śmierci: Lublin
Profesja: piłkarz/koszykarz/hokeista na lodzie/trener/działacz
Dyscyplina sportowa: piłka nożna/piłka koszykowa/hokej na lodzie

Przebieg kariery zawodniczej:

zawodnik wielu dyscyplin, grał we wszystko. Najlepiej wychodziła mu gra w piłkę nożną, koszykówkę i hokeja na lodzie
przed wybuchem II wojny światowej był w kadrze juniorów lubelskiej Unii, która wywalczyła tytuł Mistrza Polski
po wojnie bronił barw Lublinianki, a także występował w piłkarskiej reprezentacji Lublina i Lubelszczyzny (ponad 50 razy)
jako hokeista reprezentował barwy AZS-u Lublin zdobywając tytuł Akademickiego Mistrza Polski
jako hokeista był powołany do kadry narodowej
najwszechstronniejszy zawodnik w historii sportu na Lubelszczyźnie
karierę sportową zakończył w wieku 42 lat

Działalność jako działacz:

społecznie działał w Lubliniance, zajmował się pracą szkoleniową, m.in. w MKS Lublin, Lubelskim Okręgowym Związku Piłki Nożnej
"wskrzesił" Niezłomnych, z którymi uczestniczył w wielu spotkaniach z sympatykami sportu, był aktywnym uczestnikiem kwest cmentarnych na rzecz odnowy zabytków

Uwagi:

współorganizował podczas okupacji hitlerowskiej konspiracyjne rozgrywki piłkarskie "Niezłomnych", w których brał czynny udział (1940-43)
pierwszy mecz jaki zorganizował odbył się w rocznicę hitlerowskiej napaści na Polskę gromadząc blisko trzytysięczną publiczność, mimo grożących restrykcji (1 września 1940)
zaciągnął się do Wojska Polskiego dochodząc z I Armią WP aż do Odry (sierpień 1944)
http://www.sportowahistoria.compose.pl/zawodnik/janusz-cieslinski,37.html

Janusz Cieśliński

udostępnił zdjęcie - ponad 7 lat temu

i

http://bi.gazeta.pl/im/9/5496/z5496039Q,Janusz-Cieslinski.jpg

Lublinianin legendarny sportowiec, trener i działacz - Janusz Cieśliński. Był jednym z najwszechstronniejszych zawodników w historii sportu na Lubelszczyźnie.
Można powiedzieć, że grał we wszystko, ale najlepiej w piłkę nożną, koszykówkę i hokeja na lodzie. Tuż przed wybuchem II wojny światowej był w kadrze juniorów lubelskiej Unii, która wywalczyła tytuł mistrza Polski. Podczas okupacji hitlerowskiej nie zarzucił swojej pasji i współorganizował konspiracyjne rozgrywki piłkarskie "Niezłomnych", w których sam brał czynny udział.

Po wojnie bronił barw Lublinianki. Występował także w piłkarskiej reprezentacji Lublina i Lubelszczyzny. Odrębny rozdział to Jego kariera hokeisty. Na lodowej tafli radził sobie znakomicie i powołano Go nawet do kadry narodowej. Natomiast z hokeistami lubelskiego AZS wywalczył tytuł akademickiego mistrza Polski. Karierę sportową zakończył w wieku 42 lat. Potem działał w Lubliniance, zajmował się pracą szkoleniową, m.in. w MKS Lublin, Lubelskim Okręgowym Związku Piłki Nożnej, a także "wskrzesił" Niezłomnych, z którymi uczestniczył w wielu spotkaniach z sympatykami sportu.