World Sports Federation Foundation

Pierwszy raz na World Sports Federation Foundation
Rejestracja

Paweł Sojecki

udostępnił zdjęcie - ponad 5 lat temu

i

Ruszamy z maratonami czyli 27 kwietnia i pierwszy start w Ultramaratonie. Na początek Piękny Wschód, wszystko będzie piękne bo takie są założenia na ten sezon. Start wszystko idzie zgodnie z planem skaczę do przodu zaczynam nie za mocno moc utrzymuję poniżej nawet jazdy z zeszłego roku. Długo nie mogę się ustabilizować tętno wysokie cały czas, może to adrenalina startowa.

https://i.postimg.cc/L82MGr97/59229791-2397187000305217-3740964837493047296-n.jpg

Jadę ze sprzyjającym wiatrem więc szybko doganiam startujących przede mną i zaczyna się robić fajnie bo widać kogoś na horyzoncie i coś się dzieję. Przed pierwszym PK mój "Anioł stróż" Adam wyprzedza mnie i na zająca daje zmianę. Tak jedziemy spory dystans. Pilnuję jedzenia i nawodnienia, pilnuję również stłuczonej kostki, która daje mi trochę w skórę. Jadę w sporym tempie dochodzimy jakiegoś solistę, który łapie koło to Adama to moje trochę naciągając przepisy, irytuje mnie to i włączam turbo na liczniku robi się 42 i wyskakuję do przodu przewaga rośnie więc postanawiam to kontynuować i powiększyć przewagę. Na PK w Stoczku Łukowskim ok 170 km do mety zapominam podbić książeczki i po ujechaniu 2 km wracam się, podbijam i wyjeżdżając widzę goniącego mnie Adama, łapiemy kontakt wzrokowy i wiem że już pójdzie na noże bo wiemy że jesteśmy blisko siebie. Później na drodze jest wypadek, muszę jechać okrężnie i zamiast od razu skręcić na objeździe w prawo, robię dużą pętle i nadrabiam 11 km, goniący mnie Adam zatrzymuje się odpala nawigację i jedzie tak jak się powinno nadrabiając tylko 3 km. Zjeżdżamy się na ostatnim PK i ruszamy 90 km do mety, rozpoczynamy finisz w którym o wiele mocniejszy okazał się mój przeciwnik. Najgorsze że kontuzja wraca noga puchnie i rano ciężko mam chodzić. Teraz regeneracja, leczenie stawu skokowego i ruszamy dalej.....

Paweł Sojecki

udostępnił zdjęcie - ponad 7 lat temu

i

29.07.2017 Tour de Pomorze 711 km non-stop Start w maratonie był dla mnie priorytetem w tym sezonie, mocno podbudowany sukcesem z Pierścienia wiedziałem że mogę tu powalczyć o wszystko mogę nawiązać walkę z czołówką. Skoncentrowany staję na starcie uzbrojony we wszystko co niezbędne gps- y batony itp.

https://s26.postimg.cc/9ietahe4p/20429686_1650074741678915_41101592712517129_n.jpg

Tempo początkowo mordercze, startuję w grupie z faworytem więc są demonstracje siły z obu stron, nie pozostaję dłużny odpowiadam zmianami na tzw "zająca" równie mocnymi. Czuję jednak i widzę po wskazaniach że tempo jest za mocne i może być ciężko utrzymać później podobne. Po 200 km tracę szprychę szlag mnei trafia bo koło lekko bije i nie wiem co z tego bedzie
https://s26.postimg.cc/gbjrkhubt/image.jpg

300 km poniżej 9 godzin Dochodzę uciekającego z pierwszej grupy Arka, widzę że oklepuje się, skurcze też przesadził z tempem, ja stabilnie już i swoje, Mateusz z przodu odpuszczam staram się mieć z nim na tyle bliski kontakt by móc zaatakować i widzieć się na punktach. Co chwilę z Kosmą mam strzały bo wyskakuje do przodu więc zwalniam trochę aby utrzymać przepisową odległość a następnie ja przeskakuję do przodu. Zapada zmierzch jest ciemno przebieram się na przepaku bo zmarzłem na Pierścieniu i nie chcę powtórki. Kosma wpada na punkt nerwowo wcina i wyskakuje, goni Mateusza na maxa, po wszystkich moich zabiegach zmianie spodenek jestem gotów i ruszam z przepaku mocno, kilka razy w całkowitych ciemnościach gaśnie mi lampa - złączka na kablu nie wciśnięta odpowiednio, trochę nerwów bo w zupełnej ciemności raz wjeżdżam lekko na pobocze. Udaje mi się to opanować mam nza sobą ponad 450 km i czuję się na tyle mocno że rozpoczynam pierwszy mój atak dochodzę drugiego zawodnika i odskakuję mu zostaje mi już tylko prowadzący na jakieś 4 minuty mój znajomy z Pierscienia :-) Staram się wypracować większa przewagę i zbliżyć się do prowadzącego, zaczynają się małe podjazdy które mocniej pokonując słyszę trzask i poszły 2 szprychy w miejscu osłabienia po braku pierwszej. 520 km niecałe 200 do mety, szczere pole koniec maratonu, siadam na poboczu i po przejechaniu mojego niedawno wyprzedzonego rywala siedzę jakieś 20 minut zanim ktoś przemknął widzę tą przewagę wypracowaną i straconą przez defekt. Przyjeżdża po kilku godzinach po mnie Asia zasypiam w aucie i tak kończy się marzenie o Tourze wokół zachodniopomorskiego, jeszcze nie teraz, jeszcze za wcześnie .....poczekamy :-)

Paweł Sojecki

udostępnił zdjęcie - ponad 7 lat temu

i

1 lipca 2017
W końcu przygotowania do jazdy nocnej i długich dystansów pora sprawdzić w praktyce.
Pierścień Tysiąca Jezior miałem już jechać w zeszłym roku, jednak skończyło się tylko na planach. Całe zaplanowane przedsięwzięcie dobrze zrealizowane nocleg u Mirka w Reszlu i rano na start. Na starcie zamieszanie nie zabezpieczony wjazd między polami na start w efekcie później musiałem usunąć auto. Organizator ma do mnie pretensje że wjechałem a wjazdu nie zabezpieczył. Robi się nerwowo, montaż gps-ów szybko sprawdzam że nie mam kabla do ładowania, Asia szybko mi go przynosi z auta i staję gotów na starcie maratonu na 610 km

https://s26.postimg.cc/k8agjx2yx/19657492_1619744001378656_3085129164785600895_n.jpg

Punktualnie 8:15 ruszam trochę przełaju na początku i jadę, jadę swoje, jadę równo tak jak założyłem, doganiam startujących przede mną i zostaje mi tylko jeden zawodnik z przodu. Na 350 km mam problem mijam punkt i zostaję zawrócony przez organizatora, tracę dobre 20 minut. Mateusz mi odjeżdża w efekcie dochodzi mnie jeszcze goniący Karol. Sytuacja wyzwala we mnie złość połączoną z niesamowitym tempem jakie sobie nadaję.
https://s26.postimg.cc/75eu0ncqx/19959387_1631244610228595_5676394216808870219_n.jpg

Odrabiam stratę do Mateusz i wyprzedzam go na punkcie kontrolnym przed Reszlem. W Reszlu wszyscy się zjeżdzamy i każdy wie że różnice są za duże żeby móc coś na swoją stronę rozstrzygnąć. Przy wyjeździe mam problemy z nawigacją która usilnie mnie z powrotem chce prowadzić do punktu, dzwonię do Asi jak mam jechać ona decyduje się że jedzie i będzie mnie pilotować, jadę więc sam Jedziemy w przepisowych odstępach.
Ostatnie 50 km już jadę aby dojechać, wszystko rozstrzygnięte, moje 2 straty na 350 km i 510 kosztowały mnie zbyt wiele aby tu triumfować.
https://s26.postimg.cc/4uc6iqcll/19598977_1620780871274969_2464590388845115938_n.jpg

Jakieś 10 km do mety odjeżdżają mi a ja zatrzymuję się jeszcze na sikundę, mam to już w głowie że nic się nie zmieni a minuta czy 2 nie robi różnicy. Mijam metę i ciesze się z bardzo dobrego wyniku.



Paweł Sojecki

udostępnił zdjęcie - ponad 5 lat temu

i

3 mocny zimowy trening ultra zrobiony. Sporo jeszcze do zrobienia ale jakis progres jest. Przystosowuję organism do dużych wysiłków stopniowo zwiększając obciążenie do 600 TSS to już jest mocne uderzenie. Ubytek wagi po zimie nie wpływa korzystnie na przyswajanie jedzenia, słabo to wygląda a jest niezmiernie ważne. Nawodnienie też słabo ale to mam nadzieję wpłływ niskiej temperatury poniżej zera I izotonik po prostu nie wchodzi jak powinien. Kilka eksperymentów z domowymi batonami myslę w końcu skład jest zbliżony do ideału, muszę jedynie zwiększyć ilość cukrów prostych bo nie dają kopa szybko jak kupne batony.

https://i.postimg.cc/HsdPtyFT/IMG-20190224-125919.jpg

Myślę że już następny trening powinien być w zakresie 750 -850 TSS i zobaczymy czy pójdzie zgodnie z założeniami. Mimo ograniczonego czasu jaki moge poświęcać na treningi staram się go dobrze wykorzystać, im więcej potu I łez na treningu tym więcej uśmiechu na maratonach

Paweł Sojecki

udostępnił zdjęcie - ponad 7 lat temu

i

8.07 Nietążkowo Start na dystansie 210 km. Ujechany po Pierścieniu 1000 J tydzień na regenerację po takim wysiłku to zdecydowanie za mało, zwłaszcza że szybko trzeba było wrócić do obowiązków, pracy itp.

https://s26.postimg.cc/hk31sdww9/19756599_308372969568320_1195902992256760705_n.jpg

Grupa startowa 8:15 i jedziemy, niestety z mojej nieuwagi, zawodnik przede mną wprowadza mnie na dziurę i zrywam szprychę zbieram bidony po drodze i próbuję gonić co z pomocą dogonionych zawodników mi się udaje po około 70 km. Cóż wpadam już w duecie tylko poszarpanej grupy na metę i uzyskuję 11 czas na tym dystansie. Nie czułem się zbyt mocny więc jest to dobry wynik. Wielka w tym zasługa osób które mi pomogły, podzieliły się piciem przed zjazdem na krótszy dystans fajnie. Taka atmosfera jest rewelacyjna, można rozwalić koło wypluć płuca w pogoni i być wzruszonym zachowaniem osób, które darzą cie sympatią.

Paweł Sojecki

udostępnił zdjęcie - ponad 7 lat temu

i

24 czerwca Wolsztyn
Maraton raczej mniej zaliczany do udanych. Pomimo nastawienia na dobry wynik i dobrze obranej strategii, która polegała na zachowawczym początku i ruszeniu w momencie dojścia grupy z liderem, bardzo mocnej.

https://s26.postimg.cc/7uofliyix/19429985_1612540085432381_9061826506943161627_n.jpg

Wszystko się do pewnego momentu udało, później około 40 km zaczęło się dziać coś niepokojącego, prędkość zaczęła maleć a grupa odjeżdżać. Złość i nerwy kolejna grupa dochodzi, podłączam się i zostaję, mocno zrezygnowany zatrzymuję się i odpoczywam nie wiem zupełnie co się dzieję, dzwonię po Asię, jednak zanim przyjeżdża podejmuję decyzję że ukończę dystans mega, czyli skracam ale jakoś dojadę do mety.
https://s26.postimg.cc/9azy3o1ft/19424021_1612540088765714_7188954939477662823_n.jpg

Schodząc z roweru i kierując się do bufetu odkrywam przyczynę.
Ulga wielka ulga że to złe ustawienie sprzętu a nie defekt organizmu, bo bałem się o dalsze treningi i starty
No cóż do zobaczenia w następnym starcie :-)